Co tydzień tęsknię do mojego miejsca na ziemi. Z niecierpliwością czekam na piątek. Nie lubię tego miasta. Nie mam ani dobrych ani złych wspomnień. Byłoby mi obojętne, ale ten tłum ludzi na ulicach, ten pośpiech, to powietrze. Nie lubię, ale pięć dni wytrzymuję bez narzekania. A w weekendy opalam się na tarasie, jeżdżę na rowerze, głaszczę kota, jem to co chcę, jadę na drugi koniec miasta pół godziny.
mam tak samo... tyle, ze praca nie pozwala na wracanie w weekend, a raz na miesiac ;< pozdro;)
OdpowiedzUsuńA co to,nalot jakiś? u mnie ten powyższy (lub podobny) też się udziela. Miasto jest be, ale i tak żyje się tam (niestety) wygodniej.
OdpowiedzUsuń