Witam Was wszystkich w ten słoneczny już niestety nie poranek. Dziś poczułam nieodpartą chęć podzielenia się z Wami moim problemem dotyczącym chwil. Chodzi o to, że bardzo często idąc do szkoły, czy sprzątając w domu natykam się na obraz, który jest tak piękny i tak wdzięczny, że mam ochotę zaraz biec po aparat i zrobić zdjęcie. Problem w tym, że ta chwila tego piękna zaraz znika, bo albo to ciało które wywołało mój zachwyt zmienia położenie, albo złośliwy wiatr zabiera mi to sprzed nosa. Cierpię z tego powodu od wielu wielu tygodni. Bryan Peterson w swojej książce uważa, że w ciągu dnia spotyka nas 1440 minut pięknych chwil. Mimo iż nie wykonałam żadnych rachunków w celu sprawdzenia słuszności tego stwierdzenia, zgadzam się z nim. Codziennie spotykam tyle pięknych kadrów i tylko żałuję, że nie mam aparatu w oczach. Mrugam i mam zdjęcie :)
A na zdjęciach moje przyjaciółki ze szkoły :) Jesteście świetne dziewczyny! :)
Zgadzam się z Tobą w stu procentach, ostatnio również się nad tym zastanawiałam. Ale wiele cudownych obrazów, nie uwiecznionych na fotografii, mimo wszystko zostanie w mojej pamięci. :)
OdpowiedzUsuńno dokładnie, dzisiaj byłam na spacerze i właśnie nie wzięłam aparatu, bo się prawie akumulator rozładował, a spotkałam tyle fajnych kadrów, jaby tylko czekały na mnie.
OdpowiedzUsuńCzęsto jak nie wezmę gdzieś aparatu, lubię sobie tłumaczyć, że zdjęcia jedynie "pokaleczyłyby" jakieś wspomnienia... niektóre są takie piękne, a na zdjęciach wychodzą nieraz strasznie pusto.
OdpowiedzUsuń